W sobotę 10 września 2022 r, w Wiśle rozpoczęła się 52 Gra Nocna „Cichociemni”, na której hufiec Żory reprezentował czteroosobowy patrol z 27 DSH „Wigry”.

Fabuła gry osadzona jest w realiach drugowojennych, związanych z działalnością, jak łatwo się domyślić z nazwy, szkolonych w Wielkiej Brytanii dywersantów Polskich Sił Zbrojnych, których drogą powietrzną przerzucano do kraju.

Tym razem na grę, przygotowywana przez Hufiec Ziemi Cieszyńskiej przyjechało 14 patroli. Z Żor pojechali druhowie: Jakub Tetla (patrolowy) Mateusz Kania, Mariusz Mikołajec i Tomasz Górecki jako pełnoletni opiekun. Grę należało rozpocząć od obowiązkowej wizyty w Muzeum Spadochroniarstwa i wojsk Specjalnych w Wiśle, gdzie po obejrzeniu fantastycznych eksponatów, każdy patrol otrzymywał mapę obszaru gry, po czym na określoną godzinę (w naszym przypadku była to godzina 14.45) należało się stawić na starcie gry którego miejsce podane było wg współrzędnych geograficznych. Jak się okazało po 45 minutowym marszu, start gry znajdował się n terenie OSP Wisła Jawornik.

Po niezbędnych formalnościach patrol Wigier o 15.00 wyruszył na trasę. Najpierw we wsi trzeba było chałupę, gdzie w komórce znajdowały się pierwsze wskazówki co do dalszego marszu i … w drogę. Jak się okazało, razem z drogą dojścia na start i zejściem z gór następnego ranka, trasa liczyła przeszło 30 kilometrów. Do wieczora przez Skalite, dolinę Dziechcinki i masyw Kobylej dotarliśmy do Wisły Głębce. Po drodze, najpierw trzeba było pomóc napompować rower łącznikowi przy pomocy stuletniej pompki (gestapowcy spuścili mu powietrze za… przemyt grzybów z Czech 😉 ), który skierował nas do punktu legalizacyjnego w Dziechcince, gdzie otrzymaliśmy lewe dokumenty. Zarówno na tym fragmencie trasy, jak i na kolejnych odcinkach trzeba było szukać także kolejnych skrytek kontaktowych zwierających, kolejne informacje dotyczące działalności cichociemnych i AK na terenie Beskidu Śląskiego. Po legalizacji musieliśmy odnaleźć łączniczkę w centrum Wisły, żeby przekazać jej informację o dacie zrzutu. A potem z powrotem pod wiadukt w Dziechcince, gdzie musieliśmy rozbroić niemiecki ładunek wybuchowy (wirtualnie – ładunek i rozbrojenie było symulacją komputerową). Po drodze (no cóż skoro dostaliśmy dokumenty, to ktoś musiał je sprawdzić), kontrola ausweisów przez gestapo. Rozbrojenie bomby pozwoliło nam na dalszy marsz. Tym razem mieliśmy spotkać dwóch konspiratorów w rejonie Krzakoskiej Skały. To już w okolicach Kobylej Góry. Po przybyciu na miejsce, czyli pod taki panie nawis skalny, już się zećmiło. Jak łatwo się domyślić, przy skale był punkt na którym trzeba było się umiejętnością wspinaczki, zaś organizatorzy pięknie przedstawili to w fabule: otóż górą skały biegła łączniczka, gonili ją Niemcy, by meldunki nie wpadły w ich ręce zrzuciła je w dół. Niestety, zamiast w ręce czekających pod skałą akowców, paczki z meldunkami utknęły gdzieś w połowie…. No to dwóch z każdego patrolu ( w ubezpieczeniu na wędce i w szelkach oraz kasku) musiało się po nie wspiąć. W znalezionych meldunkach była dokładna lokalizacja bazy partyzantów, gdzie mieliśmy bezpiecznie odpocząć, zjeść coś itp.

Do partyzanckiej bazy za przedszkolem w Wiśle Głębce dotarliśmy po 21. Bogracz, herbata, uzupełnienie wody i kolejne zadanie. Zaginął partyzant, który wykonywał zadanie przy wiadukcie w Głębcach. Odnaleźć, pomóc, przekazać informacje o nim do dowództwa na dworcu w Wiśle Głębce. Pod wiaduktem usłyszeliśmy wołanie o pomoc. Partyzant, a właściwie partyzantka i to w dodatku saperka , co prawda zdołała rozbroić kolejny ładunek wybuchowy założony przez Niemców tym razem na tym wiadukcie, jednak po rozbrojeniu spadła z niego no i teraz trzeba jej udzielić pierwszej pomocy i przenieść w bezpieczne miejsce (proszę nie zadawać pytań jak przeżyła ten upadek, może zsunęła się po filarze 😉 ). Na nieczynnym dworcu Wisła Głębce przekazaliśmy informacje, i przy pomocy mapy, przymiarów i podanych morsem współrzędnych znaleźliśmy dokładna lokalizacje zrzutu zaopatrzenia dla AK. Mamy pomóc w rozstawianiu flar, żeby pilot wiedział gdzie zrzucać. Na miejsce zrzutu (gdzieś tak w jednej czwartejj niebieskiego szlaku na Stożek) dotarliśmy bez większych problemów. Po wykonaniu roboty na miejscu poszliśmy dalej. Na potrzeby gry organizatorzy nieco przesunęli granicę z Czechami (czyli w czasie wojny z Protektoratem) i linia graniczna pilnowana przez Niemców (ach te odgłosy skrzypiących butów i znikająca w pasmach mgły sylwetka strażnika…) znalazła się na przełęczy Łączecko pod Kiczorami. Trzeba było cichaczem minąć strażnika, odnaleźć leżąca za kordonem ranną kurierkę, opatrzyć i przenieść na druga stronę. Po tym zadaniu (swoją drogą zrobiła się druga w nocy) było już z górki. No niezupełnie. Na Kiczory trzeba się jeszcze było wspiąć. I już na serio cały czas z górki. Po drodze z Kiczorów na Stożek jeszcze nocne strzelanie z wiatrówki i podejście do schroniska. Tam trzeba było wykraść mapkę z dokładną lokalizacją mety i jednocześnie bazy noclegowej. Wcześniej wiedzieliśmy tylko, że to gdzieś w rejonie Stożka Małego…. Przy pomocy wykradzionej mapki w końcu dotarliśmy do… końca. Ostatni odcinek to marsz w coraz większej ulewie po stromiźnie Stożka. Udało nam się nie zboczyć na czeską stronę zielonym szlakiem, który zdradliwie zapraszał szeroką ścieżką i w końcu o godzinie 5.05 zakończyliśmy grę. Jeszcze tylko rozbicie namiotu, i można się było przespać. Poranny apel był o 9.00. Spaliśmy do 8.45. Na apelu ogłoszenie wyników, pamiątkowe zdjęcie wszystkich uczestników, którzy ukończyli grę ( jak się okazało, byli tacy co zeszli z trasy) i zostało zejście do Jurzykowa, gdzie chciało złapać nas totalne oberwanie chmury ale my w porę zamelinowaliśmy się na przystanku PKS.

W czasie gry przeszliśmy około 30 kilometrów (27 km kwalifikowanej trasy, plus 4 kilometry dojścia z Wisły, powrotu następnego dnia nie liczę). Od startu do mety zajęło nam to dokładnie 14 godzin i 5 minut. Nie znaleźliśmy się w pierwszej trójce ale nie żałujemy startu. Wróciliśmy z wielkim bagażem doświadczenia, wiemy, co jest nasza mocna strona a co trzeba poprawić. Poczuliśmy klimat tej gry. Pewnie za rok tam wrócimy.