CZUWAJ!

          Obóz harcerski to niesamowity czas – dwa tygodnie wakacji, w którym przeżywamy przygody i uczymy się technik harcerskich w najlepszych ku temu warunkach. Każdy z nas, kto choć raz był na obozie, potrafi wrócić wspomnieniami do co najmniej jednego wydarzenia, które zapamięta jeszcze na długo. Straszna całonocna gra terenowa, zgubione buty, podchody, a może druh oboźny wpadający do metrowej kałuży?

          Nie inaczej było dawniej. Zdarzało się, że takie historie trafiały do kroniki drużyny, a co lepsze z nich były następnie publikowane w pracach wydawanych z okazji m. in. zlotów hufców. Przyjrzyjmy się dziś ponownie Jednodniówce Zlotowej Hufca Harcerzy w Żorach, pt. „Nasza praca” z 1938 roku.

Na pierwszy ogień weźmy naszą rodzimą jednodniówkę:

          Tutaj zrobimy sobie małą przerwę. Warto bowiem zaznaczyć, iż obozy sprzed 90 lat różniły się nieco od tych, które organizowane są teraz. Pomijając aspekt innego podejścia do zasad BHP, na uwagę zasługuje fakt, iż były one dłuższe i zwykle nie trwały krócej, niż trzy tygodnie. Wynikało to z wielu czynników.

Po pierwsze, transport na miejsce obozowania. Jedynym słusznym wyjściem była podróż koleją, która nierzadko trwała kilkanaście godzin.

Po drugie, a wynika to z pierwszego, pionierka trwała aż kilka dni. Harcerze budowali sobie prycze, półki, stojaki na plecaki, płot, maszt flagowy, stoły. krzesła, etc. Było to spowodowane tym, iż zwyczajnie nie dało się zabrać ze sobą wszystkiego do pociągu. Inna sprawa, to dostępność (tak często dzisiaj wykpiewanych!) łóżek polowych. W lepszej sytuacji były Drużyny Kolejowe, ale to już inna historia.

Po trzecie, przewaga form terenowych i wielodniowych wycieczek.

          Czyli wiemy już, że były dłuższe. Kolejną znaczącą różnicą było wyżywienie. Z dużą dozą prawdopodobieństwa możemy stwierdzić, że nasi przodkowie jedli te same potrawy, co my. Natomiast to co, zasługuje na uwagę, to sposób pozyskiwania składników i gotowania z nich posiłków. Najczęściej, wyznaczony harcerz, szedł do najbliższej wsi i wymieniał złotówki na produkty wiejskie (jajka, ser, owoce, itd.). Inną często praktyką, było umówienie się z pobliskim gospodarzem, iż raz dziennie będzie wysyłał syna z furmanką jedzenia. Teraz, do akcji wkraczał zastęp służbowy i gotował na świeżym powietrzu dla całego obozu (co również nieraz prowadziło do tragikomicznych sytuacji).

          I ostatnia różnica, którą przytoczę, to ilość uczestników. W naszym hufcu już od wielu lat przeważają obozy organizowane przez środowiska – szczepy. Liczba osób jadących na HAL oscyluje wtedy w granicach 150 osób. Dużo, prawda? W przedwojennym Hufcu Harcerzy w Żorach (ale i nie tylko) przeważały wyjazdy organizowane przez pojedyncze drużyny. Normą było obozowanie w dwadzieścia-parę osób, podzielonych na 3-4 zastępy, więc wszyscy znali się dobrze i byli ze sobą bardzo zżyci.

Jak widzicie sami, przedwojenni harcerze byli tacy jak i my – śmiali się, robili sobie kawały i…… mieli na pieńku z kadrą. Za niedługo opublikujemy więcej starych harcerskich opowiastek.

C.D.N. – CZUWAJ!