Dla wielu ludzi weekend kojarzy się z odpoczynkiem, wyciszeniem, a w skrajnych przypadkach ze słodkim lenistwem. Dla harcerzy to jednak czas edukowania się, bo w ich życiu nie ma czasu na nudę. Temat pierwszej pomocy nie powinien być dla nikogo obcy, więc lista uczestników rozrosła się w zastraszającym tempie.
Pierwszy weekend rozpoczął się 21 lutego. Jako, że nikt nie wiedział czego się spodziewać na twarzach uczestników malowały się różne emocje. Jedni z ożywieniem rozmawiali, inni zaś woleli tą tematykę zostawić w spokoju jak najdłużej się da. Przyszedł czas na pierwszy wykład. Jeden instruktor w roli wykładowcy kontra dwudziestu trzech uczestników. To nie lada zadanie. Jednak z racji tego, że kursanci byli wędrownikami (harcerz/harcerka powyżej 16 roku życia) nie było źle, a wręcz przeciwnie. Wszyscy szybko weszli w rutynę kursu, co pomogło w przysposobieniu wymaganych umiejętności i wiedzy. Z pewnością pomógł fakt, że kadra nie podawała tylko suchej teorii. Metody były różne: wykłady, prezentacje, pokazy, pogadanki. Aby sprawdzić nabytą wiedzę kadra kursu przygotowała ćwiczenia oraz specjalistycznie przygotowane symulacje. Ważny jest tu nacisk na praktykę. Zadaniem uczestników było pomóc poszkodowanemu pozorantowi korzystając z informacji, które sobie przysposobił. Pomocna była apteczka, którą na każdej pozoracji posiadano. Po zakończeniu takowej symulacji uczestnik dostawał informację zwrotną odnośnie tego co zrobił dobrze, co źle, a nad czym powinien popracować.
Drugi weekend rozpoczął się 28 lutego. To już nie były przelewki. W pierwszym tygodniu przeważała teoria niezbędna do działania. W drugim natomiast sprawdzano w jakim stopniu kursant opanował wiedzę o pierwszej pomocy. Co chwilę wzywano kogoś na pozorację. To jednak nikogo nie zniechęcało. Chociaż pojawiały się łzy, był i uśmiech. Wsparcie psychiczne którym wszyscy wzajemnie się darzyli okazało się złotym środkiem. Każdy każdemu dawał dobre rady i każdy na każdego mógł liczyć. W razie pytań instruktorzy rozwiewali wszystkie, nawet najmniejsze wątpliwości. W ten sposób nawiązały się nowe znajomości.
Wszystko co dobre jednak się kończy. Większość kursantów zaliczyło kurs z wynikiem pozytywnym i mogą ozdobić swój mundur brązową odznaką Ratownika ZHP. Wynieśli z niego dużo doświadczenia, ale oby nie byli zmuszeni korzystać ze swej wiedzy w realnym świecie. Jednak nie tylko oni coś zdobyli. Osoby, które były w kadrze pomocniczej utrwaliły swoje informacje. Ponad to znaleźli się i tacy, którzy zdobyli tak zwane IP. Mówiąc wprost stali się instruktorami potencjalnymi, co oznacza, że w przyszłości to on/a może stać się pełnoprawnym instruktorem HSR (Harcerska Szkoła Ratownicza), czego wszystkim życzę!