Autor: Jakub Solak, 1 ŚDH Wigry

Czuwajcie, obozowicze!

„…Każdy z nas o tym wie – znowu spotkamy się, 

a połączy nas bieszczadzki trakt.”

 

Jak wstaje się wam bez gwizdka i krzyków o 7 rano? 

Dla większości uczestników obóz harcerski BERDO ‘2015 w rejonie Bieszczad był to pierwszy harcerski obóz. I myślę, że wielu z nich trochę się przed nim stresowało, a najbardziej ci, którzy wcześniej nie znali naszej drużyny. Jednak po pierwszych dniach wszystkie obawy zniknęły. Podczas wykonywania pracy wszyscy się poznaliśmy. A na początku obozu zadań nie brakowało. Każdy musiał przynieść swoją kanadyjkę wraz z lateksem i kocami a następnie rozpoczęła się pionierka obozowa. Musieliśmy zbudować bramę, kosz na śmieci, tablice informacyjne, świetlice a także płot wokół całego obozu z furtką. Każdy obozowicz włożył w to dużo pracy i w nagrodę wszyscy dostali sprawność: sobieradek.

001 (6)

W sobotę ukończyliśmy pionierkę obozową i mieliśmy pierwsze ognisko obrzędowe, które uwielbia chyba każdy. Słyszymy opowieści a także pochwały (może czasem motywujące niepochlebne słowa z ust druha Maćka ☺) i śpiewamy przepiękne nieraz wzruszające piosenki harcerskie.

W niedzielę ruszyliśmy do pobliskiej wsi o nazwie Bóbrka. Aby się tam dostać, przeszliśmy przez szczyt Koziniec, na którego zboczach znajduje się nieczynny dziś kamieniołom. We wsi odwiedziliśmy sklep, wzbudził on niemałą sensację wśród obozowiczów. Potem  wzięliśmy udział w mszy świętej w  niewielkim XVII-wiecznym kościele. Następnie otrzymaliśmy zadanie, aby dowiedzieć się jak najwięcej na temat Bóbrki. Część zastępów spotkała starszych mieszkańców wsi, a pozostali odwiedzili plebanię przypominającą hotel ☺. Bogatą historię Bóbrki przedstawialiśmy na wieczornym świeczkowisku. Poznaliśmy też na nim nazwy zastępów. Tego wieczoru mieliśmy jeszcze jednego gościa – samego Roberta Baden-Powell’a, założyciela skautingu, który zostawił nam koszulki obozowe i opowiedział trochę o pierwszym obozie skautów na wyspie Brownsea w Anglii (1907 rok).

Każdy następny dzień był coraz ciekawszy. W poniedziałek najstarsi druhowie udali się na zajęcia z bronią, wróciliśmy z nich cali mokrzy, ale zdecydowanie było warto. Tego samego dnia odbył się chrzest obozowy. Było przy tym mnóstwo zabawy wszyscy byliśmy upaćkani błotem, każdy dostał obozowe imię.

We wtorek kolejny aktywny dzień. Zostaliśmy również zaproszeni przez I Kutnowski Szczep „Innominata” na ognisko otwierające ich obóz. Honorowym gościem była sama Naczelniczka ZHP, hm. Małgorzata Sinica, której gawędę zapamiętamy na długo.

001 (1)

7-go dnia w Bieszczadach odwiedziliśmy chyba najbardziej znany tam rejon, Połoninę Wetlińską. Podczas wędrówki nie marudzili nawet najmłodsi uczestnicy, wszyscy byli uśmiechnięci. Wysiłek zrekompensowały piękne widoki. W czwartek mieliśmy czas, aby odzyskać siły na kolejną wyprawę (co nie znaczy że cały dzień leżeliśmy w naszych namiotach). Przed następnym wyzwaniem podzieliliśmy się na dwie grupy. Starsza grupa zdobyła Tarnicę (najwyższy szczyt polskich Bieszczad), natomiast młodsza ekipa weszła na Małą i Wielką Rawkę i pod granicę polsko-ukraińską w pobliżu szczytu Kremenaros. Tego dnia również nikt nie narzekał na bolące nogi.

Jednego dnia część obozowiczów mogła poczuć się jak kadra przejęli ich przywileje, lecz także obowiązki. W skład tej przejściowej kadry wchodzili: Olek, który został komendantem; Hania otrzymała upragnioną funkcje oboźnej; Dominika została programowcem; Paweł – instruktorem programowym a Kuba „Irlandia” – zastępcą komendanta od spraw kwatermistrzowskich, który zrobił porządek w magazynie. Młoda kadra nie miała problemu z rozplanowaniem dnia była między innymi parada alarmów a także śluby obozowe. Było przy nich mnóstwo śmiechu i zabawy. Tego dnia otrzymaliśmy od komendanta skautowe kapelusze, są one częścią umundurowania, lecz również bardzo dobrą ochroną przed słońcem. W dzień obozowicza nastąpiła również zmiana zastępowych na ostatnie dni obozu.

001 (11)

W niedziele dołączył do nas jeden z założycieli pierwszej środowiskowej drużyny harcerskiej „Wigry”, dh hm. Robert  „Gustaw” Guzik. Wieczorem na obrzędowym ognisku opowiedział nam trochę na temat początków jej historii. Dh Gustaw na co dzień jest leśniczym mieszkającym w Wiśle. Następnego dnia podzielił się z nami informacjami na temat roślin, cichego poruszanie się w lesie i innych ciekawych dziedzin ze starszą częścią harcerzy. W tym czasie młodsi rywalizowali w różnych dyscyplinach sportowych na „Spartakiadzie”. Natomiast popołudniu większość udała się do mini zoo. W tym czasie czterech najstarszych obozowiczów (Kuba S., Kuba Ch., Olek, Maks) udało się na dzień survivalowy przygotowany przez druha Maćka – również dla wędrowników z Kutna. Był to jedyny deszczowy a raczej ulewny dzień podczas naszego pobytu w górach… Nie maszerowaliśmy zbyt długo, jednak w butach, które wkrótce przemokły i tak nie było to zbyt przyjemne. W końcu wybraliśmy miejsce na „obozowisko”. Najpierw rozpalaliśmy ogniska a potem rozpoczęło się czasochłonne budowanie szałasów. Wszystkie były wykonane poprawnie, gdyż żaden z nich nie przepuścił wody. Pobudka tego dnia była nieco głośniejsza niż a obozowisku ☺. Na obóz wracaliśmy nieco na około, druh prowadził nas w dokładnie przeciwnym kierunku, jednak nikt z nas nie zwrócił na to uwagi – dopiero po jakimś czasie nas o tym poinformował.

001 (3)

Wróciliśmy wczesnym rankiem w doskonałym humorze,  wszyscy zadawali nam mnóstwo pytań. Niestety na porannym apelu kadra nieco zepsuła nasze dobre samopoczucie, gdy przypomniała nam, że to już ostatni dzień obozu. Trzeba było rozebrać bramę płot i inne nasze konstrukcje. Smutne było to, że kilkudniowa pionierka aby zbudować to wszystko, a żeby rozebrać starczyły około dwóch godzin. Trzeba było również odnieść półki, koce, kanadyjki, a także spakować plecaki. W środę po południu udaliśmy się na zaporę do Soliny, żeby zwiedzić elektrownię wodną od środka.  Wieczorem odbyło się ostatnie obrzędowe ognisko – ognisko jałowcowe, podczas którego chyba każdemu kręciła się łezka w oku, gdy patrzył na twarze przyjaciół, słuchał ich najlepszych wspomnień obozu, śpiewał harcerskie piosenki. Następie ci, którzy chcieli, poszli spać do namiotów, a kilka najwytrwalszych osób pozostało na ognisku jałowcowym. Znowu śpiewaliśmy, opowiadaliśmy historie, rozmawialiśmy. Dla osób, które zostały, jest to jedno z najmilszych wspomnień z obozu – noc przy ognisku bez namiotu!

Za cały trud trzeba podziękować naszej kadrze, za to że zorganizowała cały program, znalazła miejsce na obóz, i że pojechała na niego na swoim urlopie zupełnie za darmo i za to że na obozie mieli do nas tyle cierpliwości. DZIĘKUJEMY!

Jestem pewien, że nikt ni żałuje że pojechał na obóz.  Codzienne kąpiele w jeziorze, pyszne jedzenie, zegarek oboźnego, wycieczki w góry, ogniska, piosenki, nowe przyjaźnie. Było po prostu cudownie! Tego nie da się zapomnieć.

  dh Jakub Solak 1 Środowiskowa Drużyna Harcerska „WIGRY”  Hufiec ZHP Żory

Artykuł został napisany jako zadanie na stopień harcerski ćwik

 

 

CZUWAJ! DO ZOBACZENIA ZA ROK!            

Odwiedź nas: WWW.DRUZYNA-WIGRY.BLOGSPOT.COM